Kiedy tygodniami śledziłam profil Eweliny na Instagramie, to byłam przekonana, że to łemkowska malarka młodego pokolenia, jeszcze nieznana szeroko w środowisku, ale – nasza. Bo przecież tylko ktoś ze środka, ktoś nasz, może z takim zrozumieniem, zaangażowaniem, wręcz żarliwością pisać i tworzyć o krzywdach Łemków, z takim wyczuciem i z takimi emocjami przedstawiać malarsko, graficznie i koncepcyjnie naszą historię. To nie mógł być głos z zewnątrz. Jak bardzo się myliłam.
Poznajcie Ewelinę Kogut z Tarnowa, obecnie z Warszawy. Dyplom jej autorstwa pt. „Bez powrotu” został wybrany do wystawy Up Coming 2024 – Najlepsze Dyplomy Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, a też nominowany do nagrody im. prof. Karola Stryjeńskiego za najlepszy dyplom artystyczny w dziedzinie malarstwa, grafiki albo rzeźby za rok akademicki 2022/2023. Dyplom został zrealizowany w Pracowni Grafiki Koncepcyjnej i Intermedialnej, promotorem był prof. Andrzej Węcławski.
«Dyplom pt. „Bez powrotu” porusza ciężki temat, który do dzisiaj nie został jeszcze do końca wyjaśniony, a co gorsza – nikt nie poniósł do dzisiaj żadnych konsekwencji za działania z przeszłości, które doprowadziły do znacznego zniszczenia tożsamości kulturowej Łemków, a także do odebrania Łemkowszczyźnie szansy na rozwój»*
*(ten i następne cytaty pochodzą z odautorskiego opisu dyplomu Eweliny Kogut)
Natalia Małecka-Nowak: Najczęściej zaczynam od klasycznych pytań – skąd pochodzisz? Skąd pochodzą Twoi przodkowie?
Ewelina Kogut: Pochodzę z Tarnowa, skąd pochodzi moja mama i babcia, a gdzie od lat mieszkają dziadkowie. Mój tata z kolei urodził się i mieszkał do momentu ślubu z moją mamą w Bobrownikach Małych w województwie małopolskim. Mój dziadek zaś jest z Luszowic. Cała moja rodzina jest w zasadzie z województwa małopolskiego, niestety o pochodzeniu swoich pradziadków nie wiem za dużo, dopiero pod wpływem przyjaciela Michała Szymko, zaczęłam się tym interesować i kolokwialnie mówiąc „grzebać” w historii swojej rodziny. Póki co jednak, wciąż mało wiem o dokładnym pochodzeniu swojej rodziny.
NM-N: Byłam przekonana, na podstawie tego co i jak tworzysz, że jesteś Łemkinią, ale wspomniany przez Ciebie Michał Szymko wyprowadził mnie z błędu. Dlatego jako następne musi pojawić się pytanie o przyczynę – a zatem – skąd Twoje zaangażowanie w tworzenie prac odnoszących się do Łemków? Czy pamiętasz pierwszy kontakt z łemkowską tematyką?
EW: Pierwszy kontakt był dosyć nietypowy. Od wielu lat interesuję się opuszczonymi miejscami, kiedyś była to moja główna pasja, przez co dużo jeździłam – najpierw po Małopolsce, potem już po całej Polsce – właśnie do takich opuszczonych miejsc. Wyszukiwałam też informacje, gdzie znaleźć opuszczone, zapomniane przez człowieka cmentarze, domy, a nawet wsie. Wtedy w Internecie pierwszy raz przeczytałam o Łemkowynie. Wcześniej oczywiście słyszałam o akcji „Wisła”, ale nie wiedziałam, gdzie dokładnie to wszystko miało miejsce. Takim sposobem, odnajdując w Internecie informacje o opuszczonej wsi Radocyna, w 2018 roku pojechałam tam. Dzikie pastwiska, przydrożne, zniszczone kapliczki, zarośnięty cmentarz z powalonymi krzyżami i dość znana w Radocynie opuszczona szkoła, zrobiły na mnie ogromne wrażenie, tym bardziej, kiedy dowiedziałam się, ile wcześniej osób tam żyło. Od tego czasu ten temat zaczął mnie coraz bardziej nurtować. Trafiłam m. in. na książkę Antoniego Kroha „Za tamtą Górą”, która już całkowicie ożywiła we mnie chęć wgłębiania się w tę trudną historię.
«na wielkoformatowych pracach najpierw rysowanych ręcznie na kalce, potem odbijanych za pomocą serigrafii widać wibrujący świat Łemków, który przepełniony był elementami, które budowały ich tożsamość i to od nich zależało codzienne życie»
NM-N: Jak wygląda przekaz pamięci, przekaz tożsamości w Twojej rodzinie? Czy uważasz, że tożsamość determinuje sztukę? Nie jesteś Łemkinią, ale tworzysz bardzo zaangażowane prace w kontekście przedstawiania Łemków.
EK: Ciężko mi jest określić ten przekaz. Jeśli chodzi o rodzinę ze strony mojej mamy, to raczej niewiele mówiło się o pochodzeniu i tożsamości. Nikt nigdy nie wgłębiał się w te kwestie, nie było jakoś otwarcie o tym mowy i niekoniecznie wydawało się to ważne. Inaczej jest z rodziną ze strony mojego taty, gdzie wujkowie intensywnie sprawdzają historie, korzenie rodzinne, dzięki czemu okazało się, że np. jeden z nieżyjących już krewnych, Stanisław Kogut, odznaczył się w czasie wojny będąc pilotem we Francji. Sama trochę zawsze zajmowałam się historiami – czy to mojego miasta, czy regionu. Zastanawiałam się nad tym, jak miejsce, w którym żyję, wpłynęło na mnie, bo byłam pewna, że to nie jest bez znaczenia. Jestem też przekonana, że miejsce, z którego pochodzę wpłynęło na moją tożsamość, tak samo jak tematy mojej sztuki, którymi tak mocno się interesuję, jak przykładowo Łemkowyna. Przez to czuję się z nią jakoś związana, mam do tej ziemi sentyment i zajmuje w moim sercu ważne miejsce. Przez to też, jak stwierdziłaś, tak bardzo jestem zaangażowana w proces twórczy i niezmiernie ważne jest dla mnie to, żeby nie robić „sztuki dla sztuki”, tylko, żeby ona coś odbiorcy przekazywała. Więc tak, zdecydowanie tożsamość determinuję sztukę.
NM-N: Skąd czerpiesz wiedzę o Łemkach?
EK: Z wielu źródeł. Jednym z nich są książki, zarówno te bardziej naukowe, jak i reportaże, które czytam, ale to bardziej dla uporządkowania wiedzy. Ostatnio zaczęłam też sięgać po jakieś bardzo stare książki, z różnych archiwów, które nie są w całości stricte o Łemkach i Łemkowynie, ale np. o różnych przesądach funkcjonujących dawniej na ziemiach m.in. Beskidu Niskiego. Można w nich znaleźć informacje również o Łemkach. Moim źródłem są też ludzie – jeśli tylko mam okazję z kimś porozmawiać na ten temat, to oczywiście z tego korzystam. Tak było m.in. jakiś rok temu, gdzie w Kwiatoniu, opiekujący się cerkwią Jan Hyra cierpliwie odpowiadał na moje pytania. Szukałam też przodków Łemków kilka miesięcy przed obroną dyplomu, by móc z nimi porozmawiać, przez co też dowiedziałam się trochę o tym, jak oni widzieli swoich przodków, Łemków. Ostatnim moim źródłem są podróże na Łemkowynę – czasami te miejsca są w stanie powiedzieć więcej, niż ludzie czy jakiekolwiek źródła pisane poprzez to, jakie emocje wywołują. Są też miejsca opuszczone, takie jak chyże, gdzie jeszcze można znaleźć różne, połemkowskie pamiątki, które są niezwykle znaczące w procesie poznawania historii.
NM-N: Sztuka zaangażowana czy sztuka estetyczna – patrząc na Twoje prace – zdecydowanie to pierwsze. Uważasz, że taki powinien być cel sztuki? Musi mieć jakiś przekaz? Poruszać ważnych społecznych, historycznych itp. tematów?
EK: Sztuka nie zawsze musi taka być. Wiadomo, że świat potrzebuje też tej „lżejszej” sztuki, która jest estetyczna i ładna, nie ma jakiegoś niesamowitego ładunku emocjonalnego, ale ja osobiście uważam, że artyści powinni robić także takie prace, które mają jakiś przekaz. To trochę jak ze sztuką ludową, która czasami jest bardzo naiwna, mało estetyczna, ale przede wszystkim jest prawdziwa i daje nam różne informacje. W trakcie swoich studiów zwykle sięgałam po tematy ważne i trudne społecznie czy historycznie, jak np. gwara tarnowska czy właśnie historia Łemków. Dobrze, kiedy – jak wcześniej wspomniałam – sztuka wręcz krzyczy w naszą stronę, bo czasami potrafi to zrobić większe wrażenie i bardziej podziałać, niż np. sama rozmowa na dany temat.
«ziemia stanowiła ich kawałek serca i niezwykłą wartość, nie w sensie materialnym, a w sensie psychicznym, także duchowym, bowiem dawała im poczucie przynależności, identyfikacji tożsamości»
NM-N: W opisie dyplomu napisałaś, że Łemkowie zostali unicestwieni, że wysiedlenia odebrały im tożsamość kulturową. Czy Twoje prace w jakiś sposób im ją przywracają?
EK: Mam nadzieję, że tak. Robiąc ten dyplom chciałam oddać Łemkom, ich ziemiom i temu, co przeszli hołd, tym bardziej, że ciągle musieli o tę swoją tożsamość walczyć. Przede wszystkim uważam, że przywracanie owej tożsamości może się odbywać za pomocą wracania do tematu Łemków, ich kultury oraz pokazywania jej elementów. Uważam to za bardzo ważne, bo często ludzie nawet nie wiedzą, gdzie jest Łemkowyna, ani kim są Łemkowie, nie wiedzą też, co ich dotknęło, a przez to mogą wychodzić jakieś niedopowiedzenia, może robić się niepotrzebny dystans. Być może to też Łemkom dałoby większe poczucie bezpieczeństwa – szczególnie tym, którzy są starsi i do dzisiaj nie chcą otwarcie mówić o tym, skąd pochodzą, bo pamiętają to, co było – że nie ma już wrogości, a jest zainteresowanie i chęć poznania tego, o czym wciąż mało się mówi.
NM-N: Napisałaś też, że «Bez powrotu porusza kwestie Łemków – ich tradycje, kulturę, wierzenia, ale także porusza zbrodnie przeciwko ludzkości, która została na nich popełniona, a za którą nikt nie poniósł wciąż żadnych konsekwencji». To bardzo mocne stwierdzenie, jednak rzadko pojawia się w głównym, polskim, dyskursie. Skąd u Ciebie takie poczucie?
EK: Uważam, że to, jak przez lata odnoszono się do kwestii wysiedleni jest po prostu nieludzkie. Oczywiście czasy wojenne czy powojenne były pełne takich historii, także względem innych mniejszości narodowych lub etnicznych, ale w tym przypadku, od roku 1947 było już wiele możliwości do „zrehabilitowania się”, oddania Łemkom ich ziem, ale nigdy do tego nie doszło. Sama nie mieszkam już od dawna w Tarnowie i w ogóle w Małopolsce, ale czuję tęsknotę za Małopolską, zamierzam tu wrócić. Ciężko jest mi sobie wyobrazić więc, że z dnia na dzień ktoś kazałby mi się spakować i wyjechać do innego kraju, albo nawet na drugi kraniec Polski i kazać tam żyć, bez szansy na powrót W kontekście psychicznym fakt utraty miejsca do życia jest chyba nawet boleśniejszy, niż utrata dobytku i potrafi skazać na cierpienie, które nie mija latami, a może i do końca życia.
Tutaj też szybko przytoczę historię, którą wyczytałam z listów, jakie znalazłam w opuszczonym domu w pewnej dolnośląskiej miejscowości. Na początku XX wieku dobrowolnie przesiedlano mieszkańców Polski na tereny byłej Jugosławii, gdzie obiecywano im gospodarstwa i ziemię. Polacy wyjeżdżali tam rodzinami, układali sobie życie. Później, w roku 47., ZSRR na zasadzie „wymiany” przesiedlało polskich emigrantów m.in. z Jugosławii na tzw. ziemie odzyskane. W listach znalezionych w tym domu wyczytałam niezwykłą gorycz młodszego pokolenia, które już tam się wychowało i zaczęło układać życie. Były też listy urzędowe z lat 70. z próbą odzyskania ziem w Jugosławii. Tyle, ile było w nich goryczy, żalu i tęsknoty, tego nie widziałam nigdzie. Więc co musieli czuć Łemkowie? Pewnie mieli w sobie podobne albo jeszcze cięższe emocje do zniesienia.
«poprzez krwawe odebranie im ziem, czyli także tożsamości oraz przymusowe przesiedlenia na ziemie im obce, wrogie, dzisiaj Łemkowszczyzna to także niemy świadek tamtych wydarzeń, po których pozostały tylko ślady»
NM-N: Jak wyglądał proces tworzenia „Bez powrotu”? Składa się z wielu zróżnicowanych części. To ogrom pracy, ale też przygotowań – zbierania wiedzy o tradycjach, wierzeniach, o historii, zbierania materiałów archiwalnych, przeprowadzania wywiadów. Opowiedz o tym.
EK: Tak, to bardzo dużo pracy. Najważniejszymi przygotowaniami były moje wyjazdy na Łemkowynę. W samym 2022 roku byłam tam ze cztery razy, wracając też do miejsc, w których byłam już wcześniej, ale zauważając w nich za każdym razem coś nowego. Jeździłam też w nowe miejsca (przy okazji w temat Łemków angażując rodziców), odkrywając je i ich historię. To było trochę jak „po nitce do kłębka”. Zaczęło się od małych rzeczy, jak właśnie pierwszy, poważny wyjazd, taki „badawczy”, aż potem wszystko poukładało się w całość. Kiedy np./ robiłam część pracy o wierzeniach i przesądach, całkiem przypadkiem dostałam książkę od byłego partnera, która bardzo szeroko opisywała ten temat. Kiedy natomiast zwiedzałam łemkowskie cmentarze, miałam materiał fotograficzny z podobiznami Łemków i poznałam nazwiska tych, którzy odegrali jakąś ważną rolę w historii Łemkowyny. Gdy z kolei malowałam obrazy, na zrobionych przeze mnie zdjęciach wyłapywałam szczegóły, które tylko podkreślały przekaz, który miałam w głowie i jeszcze mocniej działały, więc wszystko samo się układało. Wywiady z kolei bardzo mi pomogły w pokazaniu portretów Łemków – mogłam sobie wyobrazić cechy charakteru osób, których już nie ma, a które były częścią tej społeczności i na nowo, po wysiedleniach, musiały jakoś poradzić sobie z sytuacją. Rozmowy dostarczały mi tych źródeł archiwalnych i dzięki temu też wiedziałam, gdzie szukać – dostawałam informacje o miejscach, w których może się coś znajdować, jakiś ślad, ruiny domu, więc pewne informacje dostawałam jak na „tacy”
NM-N: Skąd pochodzą zdjęcia i listy wykorzystane w dyplomie?
EK: Zdjęcia pochodzą z wielu miejsc – z nagrobków, ze strony internetowej ze zbiorami Kennkart lub z archiwalnych źródeł z fotografiami z Beskidu Niskiego. Większość z nich udało mi się znaleźć w Internecie. Są też zdjęcia od przodków Łemków. Treści listów, a w zasadzie strzępki listów czy niedopisany życiorys pochodzą z opuszcznych chyż. Jedna taka łemkowska chyża, która zrobiła na mnie największe wrażenie, znajduje się w Blechnarce. Kiedy byłam tam po raz pierwszy w 2020 roku, w środku było zdecydowanie więcej listów, pism i dokumentów, których już w roku 2022 nie znalazłam lub były zniszczone wręcz nieczytelne, na co ma zdecydowanie miało wpływ chociażby to, że chyża zapada się coraz mocniej do środka. Takie miejsca są niezwykłym źródłem informacji i tak, zdaję sobie sprawę z tego, że z jednej strony to trochę „wchodzenie z butami” w życie ludzi, których już nie ma, z drugiej zaś – można poznać niezwykłe, czasami trudne historie i ochronić je przed zapomnieniem.
«są jeszcze nieliczni, którzy pielęgnują tę pamięć, a także pokazują, że mimo wielu lat zaniedbań, to wciąż gdzieś żyje i natura nie wypiera tych śladów do końca»
NM-N: Twoje obrazy portretujące Łemków wywołują u mnie duży niepokój, żeby nie powiedzieć – dyskomfort. Prace mają „uwierać” odbiorcę, żeby jeszcze mocniej wybrzmiewało przesłanie obrazu?
EK: Dokładnie tak, to miałam na celu. Same portrety nie wzbudziłyby żadnych emocji, żadnego, jak to stwierdziłaś, „dyskomfortu”, przez co człowiek przeszedłby obok nich, może chwilę spojrzał, nie zapamiętał. Tutaj chodzi o to, żeby zmusić do refleksji – czemu to tak wygląda, o co chodzi, czy to jest przypadkowe czy celowe? To jest niezwykle ważne – żeby nie tylko wywoływało jakieś emocje, ale też doprowadzało do momentu, w którym odbiorca zaczyna się zastanawiać się nad tym, co widział, a potem nad historią.
NM-N: Czy możemy mówić o sztuce łemkowskiej? Jeżeli tak, to co ją definiuje? Czym ona jest? Kto ją tworzy? A jeżeli nie, to dlaczego?
EK: Z pewnością możemy mówić o łemkowskiej sztuce, ale wydaje mi się, że jej definicja nie jest jakaś wąska, że można to pojęcie szeroko interpretować. W moim odczuciu sztuka łemkowska to ta, która powstała w wyniku inspirowania się historią Łemków, terenami Łemkowyny, elementami jej kultury. To też sztuka, która powstała po to, aby upamiętnić Łemków, przywrócić o nich pamięć czy kultywować tradycję. Oczywiście cudownie, kiedy tworzą ją Łemkowie – wtedy z pewnością można mówić o takiej 100% kulturze łemkowskiej, kiedy osoba, która zna tę kulturę i najlepiej ją rozumie wytwarza jej kolejne elementy. Uważam jednak, że osoby, które Łemkami nie są, także mogą tworzyć sztukę łemkowską, o ile właśnie są w nią zaangażowani i wychodzi to z potrzeby serca. Zresztą, nie tylko artyści ją tworzą, ale ktokolwiek, kto robi coś twórczego w sztuce i zajmuje się danym tematem.
«dyplom jest swoistą podróżą od tego, co piękne, przynależne do mniejszości narodowej dbającej o swoją tradycję, pokornie przyjmującą to, co przynosi im los, a z drugiej strony prowadzi ona w ostatecznym rozrachunku do refleksji na temat tego, kto i po co ją unicestwił, jednocześnie na dekady odbierając tym ludziom świadomość na temat tego, kim tak naprawdę są»
NM-N: Rysunek, grafika, malarstwo, projektowanie – jesteś wszechstronną artystką. Tyle co skończyłaś studia. Jaki masz plan dalej?
Bardzo chciałabym móc żyć w przyszłości tylko ze sztuki, dlatego teraz, pracując na etacie, łączę tworzenie z codzienną pracą i wciąż maluję, rysuję. Chcę też poszerzać obszar swojej twórczej działalności i właśnie przymierzam się do malowania naczyń w stylu łemkowskim, ale też inspirując się polską sztuką ludową. Nie zamierzam porzucać tematu Łemkowyny, z którym, tak jak wcześnie wspomniałam, jestem bardzo związana, więc już powstają kolejne projekty graficzne czy malarskie. Zamierzam to rozwijać i wychodzić z tematem do ludzi, zapoznawać ich z nim i próbować zmusić do przemyśleń.
NM-N: Gdzie można oglądać (i kupować) Twoje prace?
EK: Moje prace można oglądać i kupować na tym koncie na Instagramie na tym. Opowiadam tam również trochę o Łemkowynie i o technikach, które stosuję i w jakim celu. Prowadzę też Tik Toka, chociaż na niego mam mniej czasu, można tam oglądać, jak powstają moje prace.
Dziękuję za rozmowę.
Ewelina Kogut (ur. 1995 r., w Tarnowie) – od 2014 r. związana z Warszawą, gdzie najpierw studiowała andragogikę na studiach I st., potem kryminologię na studiach II st. na Uniwersytecie Warszawskim. Od 2018 r. studiowała Grafikę na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie. Celem jej sztuki jest poruszanie ważnych tematów społecznych, zgłębienie ich oraz zmuszanie odbiorcy do refleksji. Dotyka natury człowieka, jego zagmatwania i skomplikowania, ale sięga też po historię kraju, w którym żyje. Wynikiem tych działań jest dyplom pt. „Bez powrotu” obroniony w 2023 r. na Wydziale Grafiki, którego tematem są Łemkowie i Łemkowyna. To z jednej strony oddanie hołdu tym, których wyrwano ze swoich ziemi, domostw, zabrano bezpowrotnie kawałek tożsamości, a z drugiej strony, jest to próba przeanalizowania ich losów, zagłębienia się w region i w miejsce, które niegdyś tętniło życiem, a teraz jest zapomniane przez większość społeczeństwa.