Katarzyna Szweda urodziła się w 1990 roku. Jest poetką, fotografką. Wychowywała się na Łemkowynie. Z wykształcenia nauczycielka hiszpańskiego i angielskiego, absolwentka Uniwersytetu im. J. W. Goethego we Frankfurcie nad Menem. Wyróżniona Stypendium Twórczym Miasta Krakowa (2020). Mieszka i pracuje w Krakowie. Bada swoją łemkowskość. W ostatnich dniach wyszła drukiem jej debiutancka książka z poezją «Bosorka».
Natalia Małecka-Nowak: Wyczytałam w czeluściach Internetu, że chcesz przypomnieć światu o Łemkach, i że sama masz łemkowskie korzenie. Zacznijmy od tego drugiego. Opowiedz więcej o historii swojej rodziny.
Katarzyna Szweda: Mój dziadek był Łemkiem. Pochodził ze wsi Pielgrzymka, niedaleko Gorlic. Jako siedemnastolatek został wysiedlony wraz z całą rodziną na ukraiński step. W pośpiechu zabrali ze sobą tylko to, co udało im się spakować. Na miejscu kopali ziemianki, jedli placki z pokrzywy, najmłodsze dzieci umierały z zimna i głodu. Dziadkowi udało się wrócić do Polski, długo się ukrywał, aż w końcu zdobył polskie dokumenty i na stałe osiedlił się w Świątkowej Wielkiej, gdzie był gajowym. Amerykański terapeuta Mark Wolynn w książce «Nie zaczęło się od Ciebie. Jak dziedziczona trauma wpływa na to, kim jesteśmy i jak zakończyć ten proces», zajmuje się zagadnieniem traumy zakodowanej w genach, pisze o tym, że możemy dostać w biologicznym spadku konsekwencje traum nawet trzech poprzednich pokoleń. Choćby historia została przemilczana, jej ślady emocjonalne wciąż mogą być przez nas odczuwalne. Zastanawiam się, jak bardzo dzisiaj przesiąknięta traumą jest łemkowska ziemia. W domu niewiele mówiło się na temat wysiedleń, łemkowskości. Historią Łemków zainteresowałam się dopiero na studiach, zaczęłam czytać, dopytywać, drążyć, chciałam dowiedzieć się jak najwięcej.
Wychowywałaś się w Kotani, gdzie dookoła Łemkowyna aż kipi (o ile można tak powiedzieć) tęsknotą za czasem sprzed wysiedleń, wszędzie można spotkać ślady nieobecnej Łemkowyny i tego, co ocalało. Dopiero za kilkoma górami znajdziemy bardziej żywe łemkowskie wsie. Czy to ukształtowało Cię jako poetkę? Skąd się wzięła poezja w Twoim życiu? Pamiętasz pierwsze wersy?
Ten pusty i złowrogi krajobraz miał ogromny wpływ na to, kim jestem teraz. Przez lata kształtował moją wrażliwość i tak mocno się we mnie zadomowił, że nie potrafię, ale też i nie chcę się od niego uwolnić. Stąd moje ciągłe powroty w Beskid Niski, stąd też taka, a nie inna poezja, pełna Łemkowyny, grozy i tęsknoty za domem. Zaczęłam pisać wiersze dzięki mojej polonistce, Iwonie Turek. Pamiętam swój pierwszy: «Stare góry opowiadają cudowne baśnie. Wchodzę w głąb skalnej tajemniczości, by posłuchać pięknych opowieści. Nagle… wzbiło się ku górze. Cisza… i tak to się zaczęło: dawno, dawno temu…». Już chyba wtedy przeczuwałam, że te góry skrywają w sobie wiele historii, jako dziecko, jeszcze nie umiałam ich odczytać.
Co się stało potem? Jak potoczyło się Twoje życie? Czym zajmujesz się na co dzień?
Ten wiersz napisałam w podstawówce, potem była dalsza nauka, studia filologiczne: najpierw w Polsce, potem w Niemczech, aż w końcu powrót. Powrót na Łemkowynę, bo coś mi mówiło, że mamy ze sobą nierozliczone sprawy. Po powrocie zaszyłam się w Kotani, gdzie zaczęłam pisać «Bosorkę». Zostałam tam na kilka miesięcy, potem przeprowadziłam się do Krakowa, gdzie nadal mieszkam i pracuję. Nie emigracja, lecz właśnie powrót do domu stał się dla mnie impulsem do pisania. Kto wie, być może gdyby nie Łemkowyna, nigdy nie wróciłabym do poezji.
Pojawiła się również fotografia. Zamiast poezji, obok czy może razem?
Fotografia jest dla mnie wciąż stosunkowo nowym narzędziem, pierwszy aparat kupiłam w 2018 roku, był to stary Zenit ET. Od razu zaczęłam fotografować w Beskidzie Niskim. Szybko zorientowałam się, że zarówno moja poezja, jak i fotografia mówią tym samym językiem, uzupełniają się nawzajem, dopowiadają. Tam, gdzie jeden ze sposobów zawodzi, na ratunek przychodzi drugi. W fotografii korzystam z tradycyjnych metod: aparaty na klisze, szlachetne techniki, długie godziny spędzone w ciemni. Taka praca daje mi szansę na to, żeby się zatrzymać, patrzeć uważniej, głębiej oddychać.
W Twoich wierszach znajdziemy wiele odniesień do łemkowskiej spuścizny. Łemkowska kultura, język, tradycje były/ są obecne w Twoim życiu?
Jako dziecko nieświadomie dorastałam w pozostałościach łemkowskiej kultury. Przejawiała się pod postacią słów, piosenek, świątecznych obyczajów. Niestety dziadek zmarł, jak miałam siedem lat. Niewiele pamiętam z tamtego okresu. Kiedy odwiedzałam dziadków w leśniczówce, siadał na łóżku w swoim pokoju, a my, jego wnuki, wskakiwaliśmy pod pierzynę, żeby słuchać bajek i to jest chyba najżywsze wspomnienie z nim związane. Po jego śmierci babcia czasem zabierała mnie na prawosławną mszę do Pielgrzymki, wiedziałam, że idziemy tam dla niego. Teraz jestem już bardziej świadoma łemkowskiej kultury w swoim najbliższym otoczeniu i z dużą uwagą obserwuję każdy jej przejaw.
Czy żeby rozumieć Twoje wiersze, trzeba czytać je przez pryzmat Twojego pochodzenia? I dalej — czy świadomość własnego pochodzenia jest ważna w życiu?
Znając historię Łemków, na pewno można dać się głębiej i dalej porwać beskidzkim potokom, które płyną w mojej książce. Z drugiej strony, może właśnie te wiersze mają szansę dopiero kogoś tą historią zainteresować. Jest w nich chyba jakiś uniwersalizm, nawet pomimo zakorzenienia w konkretnym doświadczeniu. Taki los może przecież spotkać każdego z nas, tu i teraz, w tej lub w innej części świata. Jest to więc książka jak najbardziej aktualna, upominająca się o głosy mniejszości, tych z różnorakich pograniczy. Jeśli chodzi natomiast o świadomość własnego pochodzenia, to myślę, że w dzisiejszej, bardzo fragmentarycznej rzeczywistości, wciąż powinniśmy zadawać sobie pytania o tożsamość. Dzisiejsze pytania powinny jednak sięgać znacznie dalej oraz rozpoznawać nowe tożsamości.
Na swoim koncie masz już literackie sukcesy, np. byłaś laureatką projektu Biura Literackiego «Połów 2017», zdobyłaś drugą nagrodę w XV Ogólnopolskim Przeglądzie «Połowy Poetyckie» Gdynia 2016. Tyle co pojawiła się Twoja debiutancka poetycka książka «Bosorka» realizowana w ramach Stypendium Twórczego Miasta Krakowa. O czym jest? Co chcesz przekazać światu?
«Bosorka» to książka o utracie domu, wysiedleniu, próbie odnalezienia się na cudzej ziemi, tęsknocie za własną. Przez całą książkę płynie Wisłoka, zwalnia, przyspiesza, rządzi się własnymi prawami, przypływa, odpływa, wyrzuca na brzeg, kryje w swoich wodach upiry. Jest kobietą, rwącą siłą, naznacza beskidzki krajobraz, na końcu jednak poddaje się temu, co nieuniknione, uchodzi do Wisły, tej groźnej, przynoszącej niechciane resztki miast. «Bosorka», to również książka o kobietach. W mojej poezji kobieta, tak jak rzeka, jest żywiołem, rwącą siłą, mamuną, która zabiera matkom dzieci i w zamian podrzuca do kołyski odmieńce, jest bosorką, która psuje mleko, starą, brzydką praczką, czarownycią, upirem. To książka o kobietach silnych i niezwykłych, lecz niestety wykluczanych ze społeczności za odmienność. Joanna Mueller-Liczner, wspaniała poetka, literaturoznawczyni i krytyczka literacka w recenzji «Bosorki» powiedziała wiele bardzo ważnych słów, m.in., że jest to książka «chwytająca echa i powidoki rodzinnej opowieści, która wpisuje się w szerszą – bolesną, pełną luk oraz przemilczeń – historię łemkowskiej ojczyzny i obczyzny: ‘tej’ i ‘tamtej’ ziemi, zamieszkiwanej, odbieranej, wreszcie odzyskiwanej: przez pamięć, fotografię, wiersz». Serdecznie polecam ten artykuł, można go przeczytać w biBLiotece Biura Literackiego.
Co Cię inspiruje w twórczej pracy?
Szczególnie to, co zwyczajne, a zarazem nieoswojone. Taka jest właśnie Łemkowyna. Jest jakaś niewyjaśniona energia tego miejsca, która nieustannie mnie przyciąga. Ważne jest dla mnie to, że to, co w nim dziwne, wyrasta właśnie z codzienności i zwyczajności. Freud podkreślał, że Niesamowite pojawia się, kiedy zawodzą nas zmysły i racjonalny ogląd świata, to właśnie wtedy zaczyna się wiara w duchy, czary i nadprzyrodzone siły. Łemkowyna jest dla mnie taką przestrzenią, która wywołuje wrażenie Niesamowitego, choć pusta, wciąż w jakimś sensie pozostaje wypełniona.
Czy bywając w wielkim świecie tęsknisz za rodzinnymi stronami?
Bardzo. Najchętniej chciałabym tam znowu zamieszkać, najlepiej w drewnianej chyży, wśród starych, dzikich jabłoni. Ta ciągle towarzysząca mi nostalgia, stała się już chyba jakimś przekleństwem [śmiech – przyp. red.]. Kto wie, może kiedyś uda mi się wrócić na stałe.
Jak oceniasz współczesną Łemkowynę, łemkowską mniejszość. Czy widzisz potrzebę mówienia o historii Łemków w polskim społeczeństwie? Jakie widzisz szanse na przetrwanie łemkowskiej mniejszości?
Myślę, że temat Łemków to wciąż ogromna luka w świadomości historyczno-kulturowej Polaków. Mnie o Łemkach nie uczono na lekcjach historii, podejrzewam, że obecnie niewiele zmieniło się w tej kwestii. Jeśli wierzyć natomiast w jakąś nadprzyrodzoną siłę poezji, to może warto na ten temat pisać. Nie po to, żeby cokolwiek zmienić. Myślę, że poezja nie ma takiej mocy, ale może po to, żeby zaciekawić, zarazić empatią, rozbudzić świadomość, choćby w garstce czytelników. Pisząc tę książkę, miałam jakąś ogromną nadzieję, że trafi ona również do osób, które niewiele do tej pory słyszały na temat Łemków i w jakimś sensie stanie się impulsem do dalszego pogłębiania wiedzy. Bardzo pocieszające jest to, że już dochodzą do mnie głosy, że tak właśnie się dzieje. Napisał do mnie np. chłopak, który nigdy nie słyszał o Łemkach, a po lekturze moich wierszy włączył łemkowskie radio, bo był ciekawy brzmienia języka. Takie reakcje cieszą najbardziej. Historie są żywe, dopóki są dalej opowiadane.
Twoje najbliższe plany to? Może coś związanego z Łemkami?
Już od dłuższego czasu piszę powieść, jej akcja toczy się właśnie na Łemkowynie, jest to jednak bardzo długoterminowy projekt. Na co dzień borykam się z pogodzeniem pracy, nauki, pisania i fotografii. Obecnie pracuję również nad projektem fotograficznym pt. «Dziki Wschód». Jest to próba pokazania barwności pogranicza. Dokumentuję nie tylko ślady przeszłości, ale też obecnych mieszkańców Beskidu Niskiego, badam to, jak tragiczna historia Łemkowszczyzny wpłynęła na dzisiejszy charakter wsi. Ponadto, jestem tegoroczną uczestniczką Programu Mentorskiego Sputnik Photos, gdzie pod okiem wybitnych dokumentalistów pracuję nad stworzeniem własnego cyklu zdjęciowego, który również (i tu niespodzianka) będzie nawiązywał do tematu Łemków. Tak jak wspomniałam wcześniej, historie są żywe, dopóki są dalej opowiadane. Ja swoją zamierzam nieustannie się dzielić, bo może akurat ktoś zechce posłuchać i do czegoś mu się ona przyda. Nasza własna pamięć często służy do ukrywania przeszłości, o wiele bardziej poznajemy siebie, na podstawie opowieści innych osób.
Fot.: profil na Fb Biura Literackiego oraz K. Szwedy