Werdykt sądu słowackiego, którego efektem ma być przywrócenie rzeźby sowieckiego żołnierza pod Duklą[1], jest naigrywaniem się z własnych bohaterów – Czechów, Słowaków i Rusinów, konserwowaniem komunizmu, potwierdzeniem wasalizacji państwa. Dotyczy wszystkiego innego, z wyjątkiem ochrony przedmiotu prawa autorskiego.
W ubiegłym tygodniu Sąd Powiatowy Bratysława II wydał wyrok, z którego dowiadujemy się, że pod Duklę miałaby powrócić rzeźba żołnierza, któremu kobieta dziękuje za wyswobodzenie. Z pozwem przeciwko Wojskowemu Instytutowi Historycznemu w Bratysławie wystąpili potomkowie Jana Kulicha, który jest autorem tego „artystycznego” tworu. Rodzina Kulicha argumentuje, że autor zaprojektował to dzieło z myślą o tym konkretnym miejscu, a jej członkowie, jako spadkobiercy żądają respektowania przedmiotu prawa autorskiego. Decyzją Wojskowego Instytutu Historycznego w Bratysławie w 2014 r. postawiono pod Duklą kopię oryginalnej rzeźby czechosłowackiego żołnierza, a tę z motywem „radziecko-czechosłowackiej piety” zmagazynowano w pomieszczeniach muzealnych. Sądowy spór jest jednak nieskończony. Wciąż istnieje możliwość odwołania się od wyroku. Za odwołaniem się od niego przemawia kilka powodów.
Jeżeli chcielibyśmy odwołać się do prawa autorskiego, to sąd miałby przeanalizować na nowo, komu przyznać pierwszeństwo w tym przypadku i czyje dzieło zgodnie z przepisami miałoby tam stać. Pomnik czechosłowackiego żołnierza z bronią, w pozie wskazującej na oddawanie czci poległym wykonał artysta rzeźbiarz, Jan Adolf Vitek. Został on odsłonięty pod Duklą w 1949 roku. Z przyczyn ideologicznych reżim komunistyczny usunął go w latach 50-tych. Wasale komunistyczni w owych latach mogli składać podziękowania wyłącznie Armii Czerwonej i jej żołnierzom, chociaż za wolność ginęli również żołnierze innych narodowości. Z tych właśnie powodów motyw walczącego czechosłowackiego żołnierza został zamieniony w tamtych latach na wizerunek dziewczyny z kwiatami dziękującej żołnierzowi sowieckiemu, który wykonał artysta rzeźbiarz Josef Majovski. Ostatecznie pod Duklę trafiła rzeźba Kulicha i stała tu aż do 2014 roku. Jeśli podejmujemy problem praw autorskich dotyczący tego, że ktoś wykonał dzieło przeznaczone do eksponowania w konkretnym miejscu, a nie do sali w muzeum, to gdzie podziały się prawa autorskie tak pierwszego, jak i kolejnego dzieła? Dlaczego ekskluzywne prawa autorskie mają przynależeć Kulichowi, jeśli w pierwszym rzędzie miały by one należne Vitkovi? Wielu prawników całkowicie podważa zasadność praw autorskich Kulicha, który swoje dzieło „sprzedał”, a państwo wypłaciło mu za nie stosowne honorarium.
Orzeczenie sędziny budzi wątpliwości nie tylko w zakresie postępowania stricte prawnego. Większe problemy niż te, które określamy mianem prawnych, budzą inne aspekty postanowienia w sprawie Kulicha. W interesującym nas procesie nie chodzi tylko o prawa Kulicha, ale o coś więcej, o coś bardzo ważnego, czyli pryncypia.
Załóżmy taką sytuację, że postanowienie sądu staje się prawomocne, a rzeźba Kulicha wraca na swoje miejsce tj. na Przełęcz Dukielską. Wtedy rodzi się niebezpieczny precedens, z którego mogłoby wynikać, że sąd staje w obronie ideologii komunizmu, a nadto przyznaje nadrzędne prawa jego sługom, nie uwzględniając praw osób pokrzywdzonych. Kulich wstąpił do Komunistycznej Partii Czechosłowacji w latach, kiedy partia posyłała ludzi na karę śmierci, prowadziła pokazowe procеsy, płaszczyła się przed Stalinem. Dzięki legitymacji partyjnej Klich stał się jednym z jej „najlepszych” twórców. Niewątpliwie to mu się opłaciło. W okresie początkowym normalizacji[2] Kulich weryfikował artystów, kontrolował ich proces twórczy i decydował, czy mogą nadal tworzyć, czy mają iść do fabryki lub do pola. Kariera artysty zależała od partyjnych decydentów. To wierność reżimowi wyniosła Klicha na stanowisko rektora Wyższej Szkoły Sztuk Pięknych w Bratysławie. Jego rzeźba na Przełęczy Dukielskiej to zamówienie zbrodniczego reżimu, a nie podziękowania dla Armii Czerwonej. Ofiarą komunistycznego systemu jest w tym przypadku Vitek.
Niebezpiecznym precedensem byłoby również to, gdyby „niezależny wymiar sprawiedliwości” postanowił, że Słowacja roku 2018, pomimo przynależności do Unii Europejskiej i Sojuszu Północnoatlantyckiego jest wciąż wasalskim państwem Wielkiego Brata Kremla, a nadto krajem, który prędzej potępi własnych bohaterów, by wysławiać cudzych.
Nie oznacza to jednak, że ktoś odbiera należny hołd radzieckim żołnierzom, którzy zapłacili życiem za wyzwolenie. Oni nie mogli mieć żadnego wpływu na to, że Stalin wraz z wyzwoleniem przyniósł Słowacji dalszą okupację i dyktaturę. Ale nie można tak mówić w przypadku operacji dukielsko-preszowskiej. Pod Duklą walczył celowo tam skierowany, Czechosłowacki Korpus Armijny generała Ludwika Swobody. Nie pozwolono, żeby te wojska w chwale wkroczyły na teren Słowacji od strony Rusi Podkarpackiej. Korpus ten był tam przeznaczony do krwawej jatki, z założeniem, że im mniej żołnierzy przeżyje w tej krwawej walce, tym lepiej. Ci, którzy padli w boju, zostali tam pochowani. Są wśród nich Czesi, których w korpusie walczyło najwięcej, Rusini, którzy byli drugą największą narodowością w korpusie dowodzonym przez Swobodę, i Słowacy. Dukielski cmentarz jest przede wszystkim cmentarzem czechosłowackich żołnierzy i jest najmniejszym przejawem szacunku do naszych wojaków. Właśnie w tym miejscu powinien oddawać im honor żołnierz czechosłowacki, a nie radziecki. Czy znamy jakiś radziecki wojskowy cmentarz, na którym stoi pomnik upamiętniający czechosłowackiego żołnierza, któremu dziękuje radziecka kobieta? Pamiętać należy, że żołnierze Swobody przeszli wielki kawał sowieckiego terytorium.
Jeśli tego rodzaju postanowienie sądu stałoby się prawomocne, byłaby to kpina z naszych bohaterów – Czechów, Słowaków, Rusinów, którzy oddali swoje życie na ołtarzu wyzwolenia swojego państwa. Nieuwzględnienie tego, o czym powyżej, określilibyśmy jako akt niegodny ludzkiego postępowania. Żadne suwerenne państwo, rządzone przez ludzi rozumnych, nie może skazywać swoich bohaterów na kpiny. Żadną miarą nasi żołnierze nie mogą być odsądzeni od czci i wiary, po to tylko, by inni, cudzy bohaterowie byli wysławiani. A że dzieje się to wszystko w roku jubileuszu stulecia republiki, za którą pochowani na cmentarzu pod Duklą oddali swoje życie, jest czymś ponad siły istoty rozumnej.
Nie wiem, kto miałby się wstydzić bardziej. Czy „niezależna sędzia”, która może do czegoś podobnego w sądzie dopuścić, czy państwo, które będzie cicho i zdobędzie alibi, bo sąd jest „niezawisły”, chociaż potępia narodowe interesy. A może rodzina Kulicha, która powinna siedzieć cicho, jako że to jej przodek dla osobistych korzyści był sługą reżimu, nazwanego w słowackim ustawodawstwie „zbrodniczym”. Nie wiem. Ale wiem, że Słowacja ma teraz możliwość, żeby jasno zadeklarować, czy jest nadal państwem wasalem, czy też nie. Czy potrafi uczcić pamięć swoich bohaterów, których symbolizuje rzeźba żołnierza czechosłowackiego, którym mógł być: Czech, Słowak lub Rusin. A może razem z cudzymi bohaterami śmieje się z niego nad jego grobem?
Petro Medvid, Preszów
Komentarz z cyklu „Bilety do kontroli” napisany dla łemkowskiego radia Lem.fm
(z języka rusińskiego tłumaczył Bogdan Gambal)
[1] Dukla tu: Przełęcz Dukielska
[2] Normalizacja – okres w historii Czechosłowacji po stłumieniu Praskiej Wiosny przez wojska państw Układu Warszawskiego w 1968 roku.